Translate

czwartek, 8 sierpnia 2013

...

W trakcie nudnych dni w pracy zaczęłam się "zatracać" w blogowym świecie... jest to pewnego rodzaju forma oddechu od dnia codziennego... Siądę sobie i zobaczę z czym muszą się zmierzyć ludzie na co dzień, jak wygląda ich życie, jak sobie radzą z tym, czy tamtym... bez bicia przyznam się, że życie innych ludzi wciąga... a zarazem przeraża...
Nie interesują mnie blogi z modą - bo na modzie to ja się znam jak łopata na grabieniu liści, blogi z gotowaniem - bo i tak dobrze wyglądam, to chyba starczy tego dogadzania sobie, blogi o polityce - bo mi się otwiera scyzoryk w kieszeni jak tylko słyszę mądrości polityków... Rozlubowałam się w blogach "mamusinych", albo "tatusinych"... tak - tych drugich jest o dziwo też sporo... Można tam znaleźć sporo anegdotek z codziennego życia, śmiesznostek wyprawianych przez maluchy,  walki z chorobą, czy życia po stracie dziecka... Jak tak siedzę i czytam to się zastanawiam, jak mi się to wszystko poukłada... Z jednej strony się cieszę - tak trochę to egoistyczne i bezpardonowo chamskie, że moje dziecko żyje, rozwija się prawidłowo, jest radosne i kochane... Z drugiej strony mam trochę żalu, że nie mogę się zaliczyć w poczet tych rodziców, których dzieci obiema rączkami świat zdobywają... o ile wszystko byłoby wtedy łatwiejsze...

Dość! Bo zaraz znowu wpadnę w coś a'la depresję... a przy takim upale i nawale planów na weekend nie bardzo mi się taka opcja podoba... Niby ogółem jestem zadowolona i pogodzona z tym co mam i z tym jak jest, ale...

Tak z innej beczki... Wredotka to mistrz brojenia... upatrzyła sobie szufladę ze swoimi skarpetkami i namiętnie robi w niej porządki od jakiegoś tygodnia. Tak jest zaaferowana tym szperaniem, że nie protestowała nawet jak jej czapkę na głowę ubrałam... A te porządki szufladowe wyglądają mniej więcej tak:


(coś nie mogę wkleić filmu do post, więc trzeba sobie poradzić inaczej :)



Zaczynam dostawać szewskiej pasji, jak słyszę, że "dziecku się włosów przed roczkiem nie obcina". A czemu niby się nie obcina? Wyłysieje od tego, czy co? Na chwilę obecną Wredotka ma tak długą grzywkę, że niedługo bez wahania sięgnę po nożyczki i sama ją skrócę... co prawda Osiołek mnie musztruje, bo się boi, że jej garnek na głowie zostanie, po tym moim przycinaniu grzywki... co jest całkiem możliwe - bo ja z nożyczkami nie zawsze chodzę w parze :) Wczoraj z rozpaczy wyszperałam w szafce małą gumeczkę i zrobiłam Wredzi kitka na czubku małego łebka... wyglądała jak Mała Mi... rozkosznie :) Ale oczywiście i mama i babcia wszczęły lament, że jak to tak można dziecku kitka robić, przecież ja będzie skóra głowy bolała... I bądź tu człowieku mądry... tak źle i tak niedobrze! 




I jeszcze krótka historia z dzisiejszego poranka... O 6 obudził mnie znienawidzony budzik... otwieram oczy, a Wredzia już wlepia we mnie te swoje małe niebieskie ślipia... ma Srajtka zdrowie, bo od 1 do 4 rano odstawiała ekscesy nocne, więc jakim cudem się wyspała to nie wiem... Zostawiłam ją w tym jej łóżeczkowym królestwie i poszłam do łazienki na rzęsach... Oporządziłam się i wracam znaleźć jakieś szmatki do ubrania... a tu Osiołek siedzi na łóżku i się po głowie drapie... Wredotka siedzi na podłodze koło łóżeczka i coś tam po swojemu mu tłumaczy... w oddali zamajaczył mi wywrócony (znowu!) podgrzewacz... Osiołek się pyta:

- Wyciągałaś ją z łóżeczka jak wychodziłaś?
- Taaaa... jasne... Wyciągnęłam, zostawiłam na podłodze i poszłam z nadzieją, że przytrzaśnie sobie palce szufladą...
- To mi powiedz, co ona robi na podłodze?
- Wychodzi na to, że siedzi, a co nie Ty ją wyciągnąłeś?
- Eeee... nie...

Zonk! Wredotka odchyliła sobie ruchomy szczebelek i zsunęła się na podłogę, w sposób, który jej tatuś ostatnio namiętnie pokazywał ... Przez te dwie sekundy, których Osiołek potrzebował na rozbudzenie, zdążyła wylać wodę z podgrzewacza i zrobić "chlap, chlap"... Nie ma co... rośnie mi mały Urwipołeć... I jak tu jej nie kochać! :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz