Translate

poniedziałek, 26 sierpnia 2013

...nad brzegiem Nogatu... z aparatem stałam...

Zmieniamy z Osiołkiem tryb życia na bardziej aktywny... W sumie tryb się zmienił już z chwilą wyjęcia Wredotki na świat... ale teraz uaktywniamy się jeszcze bardziej...
Zobowiązaliśmy się do codziennego długiego spaceru z Wredzią... Brzmi to niepokojąco, ale to nie tak, że do tej pory na spacery nie chodziliśmy... zdarzało się nam... ale z reguły były to spacery szybkie, bo Wredotka zasypiała jak tylko ruszyliśmy spod domu... a po co mamy się kręcić w kółko po osiedlu  i być pożywką do sąsiedzkich plotek i ploteczek... jak lepiej postawić wózeczek w ogródku w cieniu pod drzewkiem... powietrze młoda ma takie samo jak na spacerze przecież... a może nawet zdrowsze, bo samochody koło niej nie jeżdżą... I tym sposobem z nas rosły dwa śmierdzące lenie... Proszę nie brać dosłownie - nie należymy do tych co to mydło widzą raz w tygodniu... :P

Przy okazji tego uaktywniania wyszło na to, że wszyscy są szczęśliwi... Wredotka, bo może pooglądać sobie świat dookoła... a ona przecież kocha ludzi, kolory i szaszor... to pewnie przez to, że jak była taka mini mini to zamiast dać jej spać w spokoju, to ja biegałam z odkurzaczem po pokojach... nic jej wtedy nie było w stanie obudzić... Teraz w sumie też nie potrzebna jej cisza do spania... nawet mi się wydaje, że jak zaczyna się robić za cicho to jej taki stan rzeczy przestaje odpowiadać... rezultatem czego są te nocne przebudzenia, które mnie i Osiołka o ból głowy przyprawiać zaczęły... Wracając do tematu uaktywniania... to Osiołek jest pomysłem zachwycony, gdyż może pokazać jaki z niego "best" tatuś... w końcu to on jest od pchania wózka... bo mi on wiecznie jedzie nie tam gdzie trzeba... no i kobietami się swoimi może pochwalić... a zarazem jakieś tam kalorie spala... Dla mnie uaktywnianie to chwila na sam na sam z aparatem... mimo, że mam przy boku dwa stwory, to odpoczywam wyśmienicie... mogę pstrykać co chcę, jak chcę... i mam z tego radochę... Żyć nie umierać... jeden spacer, a ile plusów... :D

Skoro tak już o tych zdjęciach wspomniałam... to nawiązując do tematu postu zapraszam na spacer brzegiem Nogatu... i kawałek dalej również... :)

Zostawiamy stragany za sobą... i wędrujemy w stronę słońca...
Kaczki wybrały się z nami na spacer...

Płynęły w stronę odbijających się w wodzie promieni...

Zza drzewa się tajemniczy dach wyłania...

Brzeg Nogatu można także podziwiać z małego promu...

Schodami na górę? Nie!

Pięknie... przekwita...

Stara, samotna opona... wpatrzona w wodę...

Malowniczo zarosło...

Uwielbiam... takie płaczące...

Między drzewami stare mury się kryją...

Policzysz gołębie?...

Gołębi taniec przytulaniec...

Most "drewniany"... zawsze oblegany...

Tam w oddali się zakonników komnaty kryją...

Wbrew pozorom w tej wierzy czarownica nie mieszka...

Brama wjazdowa do zamku tam w oddali majaczy...

Nasza malborska ciuchcia "mariankowa"...

Na tej najwyższej wieży podobno straszy...

Kanał Juranda...

Fontanna... co śpiewa i świeci jak jej się zachce...


Eliza z ciocią G robią papa.... a ratusz majaczy w oddali...

4 komentarze:

  1. No, świetne zdjęcia! Je lubię u Ciebie najbardziej, więc częściej lataj z aparatem, co bym częściej tutaj zaglądał (no chyba, że mnie nie chcesz) :P Szkoda tylko, że nie możesz ich lepiej wyeksponować, na całej szerokości strony.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hahaha... dzięki :D Latam jak mi mój mały człowieczek pozwoli... postaram się częściej, bo podobno już czas być też sobą, a nie tylko mamą :)
      Wyeksponować ich chyba się nie da bardziej... chociaż jeszcze wszystkich opcji bloga nie przejrzałam.

      Usuń
  2. zdjęcia piękne a tekst też się przyjemnie czyta...:) pozdrawiam ciepło ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A dziękuję, aż mi się miło zrobiło :)

      Również pozdrawiam :)

      Usuń