Translate

wtorek, 13 sierpnia 2013

...Rodzina perfekcyjna, to nie my!...

Nosi mnie dzisiaj... coś czuję, że jakaś awantura się za pasem kryje... Mam nadzieję, że awantura wirtualna, a nie domowa... bo Wredotka nie lubi naszego "sykania" na siebie... Staramy się ograniczać Wredzi negatywne bodźce, ale biorąc pod uwagę mój choleryczny charakter i poziom frustracji z ciągłego siedzenia w domu Osiołka - nie zawsze się to udaje... Kochamy się i jesteśmy zgodnym małżeństwem, ale do takiego szczebioczącego obrazu rodziny trochę nam brakuje... bo przecież idealne rodziny są w moim mniemaniu troszkę nudne...
Nie wiem czemu, ale jak myślę o przykładnym ognisku domowym, to przed oczami staje mi coś a'la perfekcyjna pani domu, z nienaganną fryzurą, makijażem, zawsze uśmiechnięta, pachnąca... która wszystko ma wypucowane, obiad podany, dziecko ogarnięte, mąż "oporządzony"... Ciężko mi sobie wyobrazić siebie w roli perfekcyjnej pani domu... oj nawet bardzo ciężko... Nie żebym była jakąś straszną bałaganiarą, która nie potrafi porządku w domu utrzymać... Porządek mam... ale mam też lenia, więc jak nie muszę czegoś zrobić już teraz bo świat się wali, to potrafię to odwlec o dzień czy dwa... Ostatnio tak odwlekałam robienie ogórków... słoiki miały stanąć na półce już w zeszły poniedziałek... a staną dopiero dzisiaj - ot taki mały poślizg :)
Wredotka też nie jest idealnym dzieckiem, które nie broi, zawsze ma czyściutkie koszulki i uśmiech na małym pyszczku... Plamy na koszulkach są rzadsze, ale są... i czasem żaden magiczny wybielacz nie jest w stanie ich usunąć... Uśmiech na pyszczku to ona ma prawie przez cały dzień, bo powodów do zmartwień staramy się jej nie dawać... Zresztą ona ma chyba taki charakter pogodny, że jej wszystko pasuje i wszystko jej się podoba... A co do brojenia... katastrofa... Wszędzie jej pełno, co tylko jej w oko wpadnie musi od razu się znaleźć w buzi... Uwielbia wszelkiego rodzaju kable, komputery, worki na śmieci, szuflady... Jak ostatnio na jednym z blogów wymieniłam ukochane zabawki mojego dziecka to w odpowiedzi przeczytałam, że dziecko owej mamy takich rzeczy nie rusza, bo dostało po łapkach i wie, że nie wolno... No cóż moje dziecko nie jest tak idealne, bo ani "po łapkach", ani "po małej pupci", ani żadne inne sposoby mówiące NIE WOLNO, nie skutkują... No nie, trochę przesadziłam... skutkują tym, że Wredotka zatrzymuje się na sekundę, robi minę typu "serio?", potem coś pokrzyczy i dalej swoje... Nie wiem czy Wredzia jest po prostu jeszcze za mała na zrozumienie tego, że nie ma czegoś ruszać... czy po prostu jest tak uparta, że prośby i groźby skutkować nie będą...

W zeszły weekend liczyłam na wypoczynek... Wybraliśmy się w odwiedziny do teściów, żeby trochę od Małej odpocząć... Odpoczynkiem bym tego nie nazwała...

Jeszcze w piątek w odwiedziny do dziadków przyjechała też druga wnuczka... Wredotka była przeszczęśliwa... jakby miała ogonek, to by latał na prawo i lewo... Taka duża chodząca lalka! Oczu z kuzyneczki nie spuszczała... a mój Osiołek stwierdził - "ale Liwia jest świetna, taka grzeczna i tak sobie tupta słodko"... Grzeczna jest jak aniołek to fakt, nasza to przy niej istny diabełek... Ciekawa jestem jak one się będą w przyszłości dogadywać :)


 

 

 



Najpierw lataliśmy za nową, bardziej wakacyjną spacerówką dla Wredzi... bo ta którą mieliśmy wygodna była dla nas... ale dla niej niekoniecznie... Cały czas miałam wrażenie, że Wredotka w niej ginie... Nowa spacerówka furorę zrobiła... przede wszystkim dlatego, że dziecko nie musi tylko matki i ojca oglądać... świat dookoła przecież jest bardzo fascynujący...

Później wybraliśmy się nad morze... bo ciekawiła nas reakcja Wredotki na dużą piaskownicę... Piaskownica nie zrobiła piorunującego wrażenia... babki z piachu były niszczone w tempie ekspresowym... Wszystkie małe kamyki szukały drogi do buzi... Jedynie duuuża woda zyskała duuużą aprobatę... ale było za zimno na pierwszą próbę moczenia stópek... nadrobimy następnym razem :)

Hmm... co to takiego mamo?

Plum! Znikajcie w wodzie kamyczki!

A gdyby tak to zjeść?

 

No i troszkę zjadłam... nie było smaczne.

Zmęczyłam się... chwila na tulaski...

Wracamy do domu?

4 komentarze:

  1. Przed chwilą czytałem, że jesteś beznadziejna i do niczego się nie nadajesz. Zaglądam tutaj i co widzę? Świetne zdjęcia. Piękne światło, dopracowane kadry, estetyczna obróbka komputerowa. Ja już widzę Twój pierwszy silny punkt - fotografia. Mam szukać dalej, czy sama się tym zajmiesz? ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :) Fotografować lubię, ba, wręcz uwielbiam! Mistrzem w tym nie jestem, ale podoba mi się to co tam czasem z obiektywu wyjdzie... A dalej nie szukaj, to jedno mi starczy :D

      Usuń
    2. Kto szuka, ten znajdzie... Więc? ;-)

      Usuń
    3. Więc... dobra jestem też w marudzeniu! :D

      Usuń