Translate

wtorek, 20 sierpnia 2013

...między nami szwagierkami...

Weekend długi, nie długi za nami... Wczoraj mi się wydawało, że coś długo w domu siedzę... ale dzisiaj jak zasiadłam w pracy do biurka to stwierdziłam, że zdecydowanie za mało było tego siedzenia w domu... :/

W piątek wpadł do nas brat Osiołka z żoną... i wspominaną kilka postów wcześniej, ulubioną kuzynką Wredotki - Liwią... nie pomyliłam się, nie zjadłam O... Osiołek i jego brat mają upodobanie do rzadkich imion... :)

Jak tak spoglądam na tą ich małą... to dochodzę do wniosku, że to mały, chodzący ideał... Czapkę nosi na głowie bez gadania... ba... nawet się o nią upomina wychodząc za drzwi mieszkania, albo na balkon... Dziwnych rzeczy do buzi nie wsadza... Brudzić się nie wybrudzi... Je siedząc bez ruchu... rezultatem czego ani odrobina jedzenia nie ląduje tam gdzie nie powinna...
Głośno wyrażając swój osąd na temat tego, że L. to chodzący aniołek... usłyszałam, że jak się z dzieckiem pracuje to się tak ma... Nie żeby mnie pershing przy tym nie strzelił... a bo strzelił w sam środek czoła... z głośnym "plask"... czyli, że co?... ja nie pracuję, to nie mam... no niby logiczne... Tylko jakoś tak mi się to pracowanie skojarzyło z szkoleniem psów... "Azor przynieś gazetę, Pikuś siad"... bo przecież próbujemy z Osiołkiem prośbami, groźbami, pokazywaniem wpoić małej kilka zasad... ale marne skutki to za sobą ciągnie... Widocznie marni z nas nauczyciele... a tym samym w oczach mojej szwagierki - marni rodzice...
Jakoś zawsze przed spotkaniem z nimi załapuję zły humor... bo mnie sczyszcza jak ciągle mam słyszeć, że ona to robi tak, a tamto tak... że jej dziecko je to i to... że mojemu nie powinnam na to pozwalać... A ja będę pozwalać!... Nosz kurczaki pieczone... ja nie mam psa, a dziecko... które jest najszczęśliwsze kiedy broi... Fakt mam nadzieję, że z czasem nam się uda Wredotkę do jako takiej ogłady doprowadzić... ale jak się nie da to włosów z głowy rwać nie będę... wda się najwyżej w mojego brata... i będzie lekkoduchem, bałaganiarzem i duszą towarzystwa... :)

Zresztą wydaje mi się, że łatwo wychowywać dziecko, jak się w sumie nie ma w domu żadnych obowiązków... poza... pilnowaniem dziecka... Ona nie pracuje, nie sprząta, nie gotuje... więc ma ładnych kilka godzin na uczenie dziecka czego tylko dusza zapragnie... A mimo tego, że jej obowiązki domowe ograniczają się do bycia mamą, to po 8 godzinach spędzonych z dzieckiem (przy czym 2 h dziecko śpi) ona jest śmiertelnie zmęczona... i jak tylko mąż wraca z pracy dostaje dziecko pod opiekę, bo ona musi wypocząć... pójść do kosmetyczki, na solarium, czy pooglądać seriale... a i tak te wszystkie cudowne zabiegi nie reperują jej samopoczucia, bo jak tylko jedno coś pójdzie nie tak jak powinno... to dzika awantura jest w toku, łącznie z wystawianiem mężowi walizek za drzwi... Nie żebym się skarżyła jak to ja w porównaniu z nią mam ciężko... bo pracuję, sprzątam, gotuję... Tragedii w tym nie ma... jakoś się wyrabiam i nawet chwilę czasu dla siebie potrafię wygospodarować... ale jednocześnie podziwiam kobiety, które mają więcej niż jedno dziecko... i małą różnicę wieku między nimi... Osiołek też wytrwale mi pomaga... jak to w nowoczesnym małżeństwie mamy swój podział obowiązków domowych... :)

Ale wracając do tematu - do szwagierki jestem uczulona z kilku powodów... nie tylko chodzi o to, że jest najmądrzejsza i wszystko w sprawie wychowania dzieci wie najlepiej... i o to, że męża traktuje jak konia pociągowego... na co fakt, sam sobie pozwolił, będąc "dupą wołową" i pozwalając jej na te jej ekscesy... jakby mój Osiołek mi tak na wszystko pozwalał i znosił wszystkie moje humorki, to bym mu chyba ja wystawiła walizki za drzwi... bo facet musi mieć jaja jednak... Moje uczulenie rozpoczęło się w chwili gdy usłyszałam słowa magiczne: "Szkoda, że im się urodziło chore dziecko, ja to nie wiem  co bym z takim dzieckiem miała zrobić"... Się powinna cieszyć, że nie byłam wtedy w tym samym pokoju, bo kolejna wojna światowa gotowa... Chciałam jej powiedzieć, że jakby jej się urodziło chore dziecko to musiałaby je w worek wsadzić i w morzu utopić, bo przecież jakby zniosła taki "wstyd", jakby się ludziom na ulicy pokazała z takim dzieckiem... Przecież jej dziecko jest na pokaz... a jakby nie mogła go pokazywać to chyba takie wyjście by jej tylko zostało...
Tak na marginesie... moje dziecko nie jest chore... jest niepełnosprawne... ale żadnej choroby nikt u Wredotki nie znalazł... Mała miała przeprowadzone badania genetyczne, które potwierdziły, że wygląd rączki to sprawa czysto mechaniczna - pechowe obwiązanie kończyny pępowiną...

Wylało się ze mnie trochę żółci... niestety... gdzieś musiałam ją upuścić... Prosto w twarz szwagierce jedynej, ulubionej nie mogę tego wszystkiego wyśpiewać... bo mój Osiołek ma tylko jednego brata, a ja bym wolała nie burzyć rodzinnej atmosfery... więc ciiiicho szaaaa... ja nic nie mówiłam :)


 

 

 

 

 

3 komentarze:

  1. wiesz co bym zrobiła z tą szwagierką...już choćby za sam tekst o niepełnosprawnym dziecku... nie będę się wyrażać bo jest przed 22.00...
    ale znam też parę osób co nie szczędzą tzw dobrych rad , bo przecież mamą jestem tylko od 15 miesięcy ( nie licząc ciąży ;))i co też ja mogę wiedzieć o dzieciach... tylko mam jedno pytanie, czy ja kogoś pytałam o rady? ;) Tobie życzę szczęścia i nie przejmowania się otoczeniem - bynajmniej ja tak robię ;)
    3 maj się;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Otoczeniem to ja się staram nie przejmować... na co dzień mi to wychodzi... ale wiadomo jak to kobiety, wszystko zależy od tego jak czapka leży :D
      Ze szwagierką to ja też bym zrobiła co nieco... ale ostatnio staram się kontrolować swoje emocje, więc najlepszym wyjściem dla mnie jest nie myślenie o niej i jej poglądach :)

      Usuń
  2. czytam wyrywkowo,bo i tak przed kompem spedzam za duzo czasu... co zrobic z chorym dzieckiem...?zabic-proste. a jesli chodzi o dziecko aniolka,czy diabelka... bardziej sklonna bylabym powiedziec,ze CHORE dziecko jest spokojne i wyciszone, wlasnie to ZDROWE jest jak male tornado - zwlaszcza, kiedy nie ma jeszcze roczku. co wymagac w takim wieku?bezwzgledne posluszenstwo?na czym ono mialoby polegac?ze ma nie chodzic i nie interesowac sie swiatem? bo co takie male dziecko moze robic,zeby stwierdzic,ze jest niegrzeczne?wkurzylam sie. pozdrawiam. magda danikar

    OdpowiedzUsuń